Ks. Jan Chojnacki

Zdjecie

Ks. Jan Chojnacki w czasie pobytu w Ochotnicy Dolnej (ze zbiorów Zbigniewa Faix-Dąbrowskiego)

W dniu 25 września 1944 roku niemiecka obława spaliła schronisko turystyczne na Lubaniu, zabijając przy tym 2 partyzantów AK – Aleksandra Krzystyniaka „Szarotkę” i Ignacego Gorczewskiego „Brzozę”. Zwłoki poległych partyzantów przywieziono tego samego dnia do Ochotnicy Dolnej i zarządzono uroczysty pogrzeb, który miał się odbyć 27 września na tamtejszym cmentarzu.

Ceremonię odprawiać miało 3 księży: proboszcz parafii ks. Michał Sotowicz oraz 2 kapłanów gościnnie przebywających w Ochotnicy – ks. dr Jan Czuj i ks. Jan Chojnacki (ur. 23 czerwca 1906 roku) z parafii Długoszyje na Wołyniu, którego starcia polsko-ukraińskie zmusiły do przyjazdu w Gorce. Jak pisał Michał Posadzy: Ksiądz Jan Chojnacki pozostał na […] parafii [Długoszyje] do czasu rozproszenia parafian w 1943 r. w wyniku napadów Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA),niósł posługę kapłańską do końca. Banderowcy na terenie parafii zorganizowali masowe mordy ludności polskiej. Ksiądz ukryty na wozie ciągniętym przez konie, który wcześniej służył do wywożenia obornika, pod stertą cuchnącej słomy, z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej z kaplicy parafialnej przechodził kontrole przeprowadzane przez bandytów. Ci, sprawdzając zawartość wozu, uderzali widłami w różne miejsca, tuż obok pleców ukrytego ks. Jana. Tak ksiądz cudem przedostał się do Dubna. Obraz, który wiózł ze sobą, po dziś dzień wisi w kościele parafialnym pw. Znalezienia Krzyża Świętego w Ochotnicy Dolnej.

Pogrzeb partyzantów zgromadził samych mieszkańców Ochotnicy, w tym żołnierzy AK reprezentujących oddział „Lamparta” i miejscową placówkę – kpr. Eugeniusza Giełdczyńskiego „Kosę”, Władysława Giełdczyńskiego „Kwiczoła” oraz Karola Chlipałę „Linę”. Przybyli także partyzanci sowieccy na czele z lejtn. Piotrem Jarosławcewem „Petro”. Ustalono wówczas, że podczas pogrzebu zostanie oddana salwa honorowa, do której znak da odprawiający modły ks. Czuj. On sam relacjonował to w ten sposób: Śp. ks. Chojnacki klęczał obok podpisanego w czasie modłów liturgicznych. Rosjanie klęczeli również jakie dwa – trzy kroki za księżmi. Oficer Petrow [właśc. „Petro”] otrzymawszy znak (jak o to prosił), że można dać salwę, komenderował. Widziałem podniesione w górę lufy karabinowe. Silny huk wstrząsnął powietrzem. Po paru sekundach na lewo ode mnie przewraca się na wznak (na nagrobek z darni) ks. Chojnacki chwytając się prawą ręką za bok i woła: „Jezus Maria, zastrzelili mię”. Równocześnie pokazuje ranę na ręce. Początkowo wszyscy zgromadzeni na pogrzebie myśleli, że ks. Chojnacki przestraszył się huku usłyszanych strzałów i po prostu zasłabł, natomiast ranę na ręce tłumaczono sobie jako powstałą w wyniku uderzenia łuską po wystrzelonej amunicji. Księdza oparto o jeden z grobów, a pogrzeb kontynuowano. Dopiero po zakończeniu uroczystości, około godziny 9.00, okazało się, że ks. Chojnacki rzeczywiście został postrzelony. Karol Chlipała „Lina”, który udzielał ks. Chojnackiemu pierwszej pomocy, pisał: Przy bandażowaniu go, którego dokonałem osobiście, stwierdziłem, że pocisk wszedł w okolicę lewej części lędźwiowej, a wyszedł dośrodkowo w okolicy pępka i utknął w ręce prawej. Około godziny 16.00 ks. Jan Chojnacki zmarł, mając w chwili śmierci 36 lat.

Oczywiście po ujawnieniu faktu postrzelenia ks. Chojnackiego zapanowała konsternacja, zarówno wśród miejscowych górali, jak i partyzantów sowieckich, których zaczęto oskarżać o umyślne zabójstwo księdza. Żeby wyjaśnić całą sprawę, zdecydowano się przeprowadzić formalne dochodzenie, które miało naświetlić okoliczności śmierci kapłana. Odbyło się ono na początku października 1944 roku, a protokoły z relacjami świadków zdarzenia spisywali jako przedstawiciel dowództwa pułku rtm Włodzimierz Budarkiewicz „Podkowa” oraz dowódca 2. (późniejszej 11.) kompanii IV batalionu – ppor. Adam Winnicki „Pazur”. Zachowały się one do dnia dzisiejszego. Wynika z nich jasno, że ks. Chojnacki zginął najprawdopodobniej na skutek przypadkowego wystrzału partyzantów sowieckich lub polskich. Okazuje się bowiem, że w salwie brali udział także akowcy – kpr. „Kosa”, strzelając z sowieckiego pistoletu TT kal. 7,62 mm, oraz strzelec „Lina” z Frommera kal. 7,65 mm. Ks. Czuj pisał: Tu należy dodać jeszcze to, że gdy się obejrzałem na strzelających w momencie postrzelenia ks. Chojnackiego zauważyłem jedną z luf rewolwerowych. Z drugiego końca [szeregu] też były rewolwery, z których strzelali nasi (czy było ich 2 tylko, czy więcej nie wiem). Świst kulki koło mnie słyszałem, ale nie umiem o tem nic powiedzieć. „Kosa” wspominał dodatkowo o tym, że jednemu z Sowietów zaciął się karabin i to on właśnie mógł przypadkiem spowodować śmierć kapłana.

Analizując jednak wszystkie dostępne w chwili obecnej relacje, uznać należy, że postrzał nastąpił najprawdopodobniej z broni krótkiej (pistoletu, rewolweru) z lewej strony kolumny sowieckiej lub też z miejsca, gdzie stali polscy partyzanci. Według kierownika szkoły w Ochotnicy Dolnej, Józef Wieczorka, odpowiedzialnym za śmierć był jeden z 3 partyzantów stojących bezpośrednio za ks. Sotowiczem. Byli to według niego Eugeniusz Giełdczyński „Kosa”, Karol Chlipała „Lina” (on sam relacjonuje, że stał wówczas w innym miejscu, co potwierdza protokół podpisany przez „Kosę”) oraz „Petro”. Wieczorek opisywał: Widziałem jak jeden z nich pochylił browning [pistolet], ale który to był stwierdzić nie mogę, ponieważ klęczałem w tym momencie i nie widziałem dobrze. Trudno przypuszczać, że zabójstwa ks. Chojnackiego dokonano z premedytacją, a był to raczej nieszczęśliwy wypadek. Jednak nawet jeśli komuś zależało na śmierci kapłana, nie sposób tego w chwili obecnej udowodnić.

Opracował Wojciech Mulet.